Wśród
słodyczy wykładanych do ogólnego spożycia jedna była -
nietykalna. Ta nietykalna, ta której nie można było zjeść,
nosiła nazwę: pokusa. Już nie pamiętam, kto i kiedy
opowiedział mi o tej praktyce ascetycznej stosowanej w swojej
rodzinie. Tak było zawsze: spośród słodkości wyłożonych na
paterze nie można było tknąć jednego wskazanego przez rodziców
ciasteczka lub cukierka. Kiedy wszystkie słodycze zostały już
zjedzone, pokusa nadal leżała samotnie przez jakiś czas - kusząc.
*
Dla
rezolutnej czterolatki, która odwiedziła mnie zeszłego lata,
stojący na stole kubek wypełniony różnokolorowymi pisakami
stanowił widoczną - pokusę. Kiedy szybka jak wiatr i jak
wiatr niezależna córeczka Katarzyny Wichrowskiej po raz
pierwszy wbiegła do pokoju z kolorowymi pisakami na stole, w jej
bystrych oczkach zobaczyłam fascynację zauważonym skarbem. W
jednej chwili znalazła się przy kubku i bez pytania wyciągnęła
do niego małe zwinne dłonie. Kiedy poprosiłam, żeby nie dotykała
tego kubka, zatrzymała rączki, ale ich nie cofnęła. Wyjaśniłam,
że to są moje mazaki, długopisy i ołówki, i że wolałabym, żeby
ich nie wyjmowała z kubeczka. W drżących z podniecenia rączkach
widziałam z trudem powstrzymywane napięcie. Spytałam bardzo
poważnie, patrząc prosto w czteroletnie oczy: - Czy sądzisz, że
znajdziesz w sobie tyle siły, żeby nie ulec pokusie bawienia się
moimi pisakami? - Zapadło milczenie, a po chwili mała główka
skłoniła się do przodu: - Tak. - Przez cały wielodniowy pobyt mój
mały gość ani razu nie wyciągnął rąk po celowo pozostawione
na widoku kolorowe skarby.
02.03.2012
.