1. Sam
na sam z dziewczyną chłopak spotykać się może jedynie wtedy,
kiedy ma wobec niej poważne plany małżeńskie. Do tego czasu
młodzi widują się jedynie w większym gronie, w obecności innych
osób ze wspólnoty. Zabaw tanecznych nie ma tam w ogóle, nie ogląda
się filmów ani telewizji, nie ma chodzenia na randki z kolejnymi
dziewczynami, czy z kolejnymi chłopakami. Młodzi spotykając się
na wspólnotowym gruncie przypatrują się sobie z daleka i czekają
na poruszenie serca u osoby, która jemu lub jej się podoba, w
międzyczasie badając serce własne. Po to, żeby nie pomylić się,
żeby nie zrobić błędu, żeby nie zawracać głowy i serca
drugiemu człowiekowi. Opisane praktyki obowiązują w pewnej
społeczności religijnej wyrosłej z protestantyzmu, której
wyznawców miałam okazję poznać. Znajoma będąca wyznawczynią
tych zasad jest pogodną mężatką, o dużym poczuciu humoru, z
którą zdarza mi się nawet dość frywolnie pożartować na temat
szczegółów życia małżeńskiego, do którego ma bardzo zdrowy
dystans.
2. W
moimi parafialnym katolickim kościele zdarza mi się obserwować
zakochane pary młodziutkich dziewcząt i chłopców przychodzące
razem na mszę tak, jak by przychodzili tam na randkę. Siedzą
ramię w ramię, trzymają się za ręce i czulą się do siebie, nie
zwracając większej uwagi na akcję liturgiczną. Podczas
przekazywania znaku pokoju, spleceni uściskiem, głęboko patrzą
sobie nawzajem w oczy i znacząco ściskają dłonie. Poza sobą nie
widzą nikogo, żaden z bliźnich nie jest wart uwagi, dobrego słowa,
podania ręki. Kiedy pewnej niedzieli wracałam od stopnia
komunijnego do swojego miejsca w ławce, zdarzyło mi się nawet
zauważyć parę młodych wymieniających w kościele czułe
pocałunki, tak jak gdyby sami sobie udzielali jakiejś miłosnej
komunii.
3. Czy
mi się zdaje, czy kiedyś, dawnymi czasy, kobiety i mężczyźni
zasiadali w kościołach osobno, po lewej i po prawej stronie głównej
nawy świątyni? Jeśli istniała taka praktyka, jestem za tym, aby
do niej wrócić. Jeśli nie istniała, jestem za tym, żeby taką
praktykę wprowadzić. Jeśli zgromadzenie liturgiczne stanowi
antycypację rzeczywistości eschatologicznej, to może warto
wiernych już teraz, na ziemi, przygotowywać do tego, co czeka ich w
niebie, gdzie wszystko będzie inne, gdzie ziemskie więzi zostaną
zerwane i przemienione, wchłonięte i pochłonięte przez siłę o
niebo potężniejszą od nich. Może warto choćby w ten sposób
przypominać, że miłość nie jest Bogiem.
11.01.2013
.