Myśli miłosne 2/12 Miłość nie jest


1. Sam na sam z dziewczyną chłopak spotykać się może jedynie wtedy, kiedy ma wobec niej poważne plany małżeńskie. Do tego czasu młodzi widują się jedynie w większym gronie, w obecności innych osób ze wspólnoty. Zabaw tanecznych nie ma tam w ogóle, nie ogląda się filmów ani telewizji, nie ma chodzenia na randki z kolejnymi dziewczynami, czy z kolejnymi chłopakami. Młodzi spotykając się na wspólnotowym gruncie przypatrują się sobie z daleka i czekają na poruszenie serca u osoby, która jemu lub jej się podoba, w międzyczasie badając serce własne. Po to, żeby nie pomylić się, żeby nie zrobić błędu, żeby nie zawracać głowy i serca drugiemu człowiekowi. Opisane praktyki obowiązują w pewnej społeczności religijnej wyrosłej z protestantyzmu, której wyznawców miałam okazję poznać. Znajoma będąca wyznawczynią tych zasad jest pogodną mężatką, o dużym poczuciu humoru, z którą zdarza mi się nawet dość frywolnie pożartować na temat szczegółów życia małżeńskiego, do którego ma bardzo zdrowy dystans.

2. W moimi parafialnym katolickim kościele zdarza mi się obserwować zakochane pary młodziutkich dziewcząt i chłopców przychodzące razem na mszę tak, jak by przychodzili tam na randkę. Siedzą ramię w ramię, trzymają się za ręce i czulą się do siebie, nie zwracając większej uwagi na akcję liturgiczną. Podczas przekazywania znaku pokoju, spleceni uściskiem, głęboko patrzą sobie nawzajem w oczy i znacząco ściskają dłonie. Poza sobą nie widzą nikogo, żaden z bliźnich nie jest wart uwagi, dobrego słowa, podania ręki. Kiedy pewnej niedzieli wracałam od stopnia komunijnego do swojego miejsca w ławce, zdarzyło mi się nawet zauważyć parę młodych wymieniających w kościele czułe pocałunki, tak jak gdyby sami sobie udzielali jakiejś miłosnej komunii.

3. Czy mi się zdaje, czy kiedyś, dawnymi czasy, kobiety i mężczyźni zasiadali w kościołach osobno, po lewej i po prawej stronie głównej nawy świątyni? Jeśli istniała taka praktyka, jestem za tym, aby do niej wrócić. Jeśli nie istniała, jestem za tym, żeby taką praktykę wprowadzić. Jeśli zgromadzenie liturgiczne stanowi antycypację rzeczywistości eschatologicznej, to może warto wiernych już teraz, na ziemi, przygotowywać do tego, co czeka ich w niebie, gdzie wszystko będzie inne, gdzie ziemskie więzi zostaną zerwane i przemienione, wchłonięte i pochłonięte przez siłę o niebo potężniejszą od nich. Może warto choćby w ten sposób przypominać, że miłość nie jest Bogiem.


11.01.2013


.