Anioł stróż

Wymieniamy ukłony na ulicy, ale nie wiem, jak nazywa się ten mężczyzna. Ostatnio najczęściej spotykam go na jednej z ulic mojego miasta, gdy w żółtym odblaskowym chałacie, z ogromnym znakiem z napisem „Stop” w dłoni, pilnuje przejścia przez jezdnię w sąsiedztwie szkoły zwanej czasami specjalną.

Wcześniej spotykałam go w przedsionkach kościołów w pobliżu mojego domu, gdzie regularnie rozdawał niewielkie karteczki zachęcające do poparcia jednej z ówczesnych partii o endeckim zabarwieniu. Potem widywałam go rozdającego nieodpłatnie stare numery prasy o zabarwieniu katolickim i narodowym. Robił to w sposób pogodny, grzeczny i skuteczny, nie mówiąc prawie ani słowa. Podczas parlamentarnej kampanii wyborczej widziałam, jak idąc równym spokojnym krokiem przez miasto jakby od niechcenia umieszczał nieduże powielane na kserografie karteczki w ulicznych kabinach telefonicznych wtedy, kiedy było ich jeszcze bardzo dużo, a telefonów komórkowych jeszcze bardzo mało. Partia, na rzecz której pracował, dostała się do parlamentu z całkiem niezłym wynikiem. Pewnie jakiś promil tamtego zwycięstwa był jego zasługą.

Nie głosowałam na partię, której był członkiem lub sympatykiem, ale kilka razy przyjęłam z jego rąk prasę, którą rozdawał. Poza zwyczajowym „Dzień dobry” lub „Szczęść Boże” nie zamieniliśmy ani słowa. Ponieważ wiedziałam od kogoś, kto znał go bliżej, że nie miał pracy, ucieszyłam się widząc go zarobkowo chroniącego bezpieczeństwa uczniów przychodzących i wychodzących ze szkoły zwanej specjalną. I tak sobie myślę, że wszystkie nasze dotychczasowe spotkania były dla mnie specjalną szkołą cichej i cierpliwej służby idei, w którą się wierzy.



01.06.2012


.