Myśli miłosne 1/12 Skąd biorą się dzieci

Byłam obecna przy własnym poczęciu, ale już nie posiadam doświadczenia poczynania własnych dzieci. Tak jednak poukładało się życie, że dane mi było być świadkiem poczęcia dzieci innych. Jako świadek zdarzeń towarzyszyłam na przykład usilnym próbom przekroczenia bezpłodności, w tym poprzez frustrujące i bezskuteczne powierzanie wydzielonych komórek rozrodczych jakiemuś laboratorium gdzieś w kraju. Częściej jednak dane mi było być bliskim świadkiem poczęć naturalnych, lecz niespodziewanych, całkowicie przypadkowych, będących owocem chwilowego zauroczenia czy przelotnego nastroju chwili. Na powołane wtedy do życia dzieci patrzę teraz po latach. Ich ojcowie już bardzo dawno odeszli w jakąś mniej lub bardziej siną dal, a trud wychowania niosą na swoich barkach matki. I spostrzegam, że każda z nich mówi swemu w pewnym sensie osieroconemu dziecku, że jest owocem miłości. I słyszę, jak moment jego poczęcia oplata w swej opowieści faktami, których nie było, tworząc swoistą mitologię o kiedyś kochających się rodzicach. I przyjmuję ze zrozumieniem, kiedy wzrokiem prosi, żebym nie zdradziła dziecku, jak było naprawdę.


08.01.2013


.