Taką
definicję stworzyłam na własną potrzebę i chociaż nie ma ona
nic wspólnego z rzeczywistym źródłosłowem omawianego pojęcia,
lubię ją i pozostaję przy niej: jaźń-przy-jaźni, oto
czym jest dla mnie przyjaźń. Świadomość własnego ja, moja jaźń,
rodzi się w spotkaniu z twoim ja, które w tobie tworzy twoją jaźń,
twoją świadomość własnego ja. Jaźń-przy-jaźni, to
spotkanie i dialog, a to co pomiędzy nimi, to: przy-jaźń.
Jak
okazuje się, nie ja jedna wpadłam na grę słów z jaźnią
w roli głównej, a wyszukiwarka w 0,24 sekundy znajduje w internecie
koło 5,500 wyników dla tytułowej frazy. Jednak słowniki
etymologiczne słowo przyjaźń wywodzą z całkiem innych
kontekstów, z czasów, kiedy pojęcie jaźni nie było
jeszcze w języku polskim znane.
Rzeczownik
przyjaźń kontynuuje prasłowiańską postać prьjaznь,
wywodzącą się od przymiotnika prьjaznъ, czyli przyjazny.
Oba wyrazy, jak również wyraz trzeci - przyjaciel -
pozostają w ścisłym związku z czasownikiem prьjati o
znaczeniu „lubić, sprzyjać komuś, przyjaźnić się”. Wyraz
przyjaciel w sposób poświadczony występuje w języku
polskim od czternastego wieku, na przykład w Biblii, jako
odpowiednik łacińskich wyrazów amicus i cognatus. W
staropolszczyźnie przyjaciel oznaczał nie tylko tego, kto
komuś sprzyja, ale również krewnego, powinowatego, oraz
przyjmującego w gościnę lub w gościnę przyjmowanego [1][2].
*
Tak
jak miłość erotyczna pragnie nagości ciał, tak przyjaźń, która
również stanowi formę miłości, pragnie i potrzebuje nagości
osobowości – stwierdza S. C. Lewis w „Czterech miłościach”.
Kochanków na ogół przedstawia się zapatrzonych - twarzą w twarz
- w siebie nawzajem. Przyjaciele natomiast stoją ramię w ramię,
wpatrzeni we wspólny cel. Miłość erotyczna jest więzią dwojga,
przyjaźń pozostaje otwarta – w ramach rozsądku - dla trojga,
czworga i więcej osób, które chcą i potrafią żyć tymi samymi,
ważnymi dla nich wartościami, niezależnie od tego, czy będzie to
wspólnie przeżywana wiara, wspólne studia, wspólna praca, czy
wspólne hobby.
Przyjaźń
jest najmniej naturalną z ludzkich miłości – pisze S. C. Lewis.
Jest najmniej biologiczna, najmniej instynktowna, najmniej stadna i
najmniej niezbędna. Świat może się bez niej obejść, ponieważ
nie jest potrzebna ani do przedłużania gatunku ludzkiego, jak
miłość erotyczna, ani do utrzymywania przy życiu i do życia
wychowywania jednostek ludzkich, jak miłość przywiązania, do
której zaliczymy na przykład miłość rodzinną. Przyjaźń jest z
jednej strony bezinteresownym darem niebios, a z drugiej wolnym
wyborem wolnych osób, spokojnym i racjonalnym związkiem,
podnoszącym jego uczestników na poziom aniołów. Chociaż nie
potrzebna do życia jako takiego, dobra przyjaźń (istnieją bowiem
również złe przyjaźnie) życiu nadaje dobry smak: przed-smak
nieba, gdzie będziemy istnieć jaźń-przy-jaźni.
Przyjaźń
nie jest tym samym, co towarzyska znajomość, chociaż pierwotny
instynkt stadny może stanowić pewien pierwowzór przyjaźni. W
odróżnieniu od więzi towarzyskich, więzi przyjaźni zadzierzgane
są na głębszym poziomie, często nie do końca nazwanym, i nie dla
każdego dostępnym. Nie wystarczy bowiem chcieć mieć przyjaciela,
tak jak się chce mieć znajomych do towarzystwa. Przyjaźń
przychodzi wtedy, kiedy szuka się czegoś więcej niż towarzystwo
drugiego człowieka. Jeśli dane nam będzie spotkać kogoś, kto
poszukuje tego samego, nasza przyjaźń w tym czymś znajdzie
konieczne dla siebie oparcie: - Ach, więc widzisz to samo co ja! Tak
samo patrzysz na świat. To samo jest dla ciebie ważne. Pomówmy
więc o tym. -
S. C. Lewis, Cztery miłości, Wydawnictwo PAX, 1983
*
Spotkałam
się swego czasu z przykładem przyjaźni, którą nazwałam –
ekstremalną. Oddaję głos jednemu z jej bohaterów [3], w mowie
pochwalnej na cześć drugiego z nich [4]:
„Ateny złączyły nas,
jak jakiś nurt rzeczny, gdy płynąc z jednego ojczystego źródła,
porwani w różne strony żądzą nauki, znowu zeszliśmy się razem,
jakbyśmy się umówili, gdyż Bóg tak zrządził.
Wówczas
to właśnie nie tylko ja sam z uszanowaniem traktowałem mojego
wielkiego Bazylego, widząc powagę jego obyczajów i dojrzałość
umysłu, lecz także skłaniałem do podobnego zachowania się i
innych młodzieńców, którzy go jeszcze nie znali. Bo u wielu,
którzy już przedtem o nim słyszeli, od razu budził szacunek.
Cóż
z tego wynikło? Chyba tylko on jeden spośród wszystkich
przebywających na studiach uniknął powszechnego obrzędu
wprowadzenia; uznano bowiem, że należy mu się więcej czci niż
zwykłemu nowicjuszowi. To był początek naszej przyjaźni. Stąd
wytrysła iskra naszego płomiennego uczucia; tak związała nas
wzajemna miłość.
Gdy
zaś po pewnym czasie wyznaliśmy sobie nasze wspólne pragnienie, by
szukać właściwej filozofii życia, odtąd staliśmy się dla
siebie wszystkim, żyjąc pod jednym dachem, dzieląc jeden stół,
jako nierozłączni przyjaciele. Mieliśmy oczy zwrócone na jeden
cel i stale rozwijaliśmy w sobie nawzajem nasze dążenie, tak by
się stawało coraz gorętsze i mocniejsze.
Wiodły
nas jednakowe nadzieje co do przedmiotu budzącego zwykle najwięcej
zawiści; mam tu na myśli sztukę wymowy. Jednak zawiści nie było,
współzawodnictwo zaś traktowaliśmy poważnie. A walczyliśmy obaj
nie o to, kto będzie miał pierwszeństwo, lecz kto ma drugiemu
ustąpić, gdyż każdy z nas uważał sławę drugiego za własną.
Mogło
się wydawać, że obaj mamy jedną duszę, która podtrzymuje dwa
ciała. I jeżeli nie należy wierzyć tym, którzy mówią, że
wszystko zawiera się we wszystkim, to tym bardziej wierzyć nam, że
jeden był w drugim i obok drugiego.
Obaj
mieliśmy jeden cel: uprawianie cnoty, życie dla przyszłych nadziei
i oderwanie się od tego świata, zanim z niego odejdziemy. Wpatrzeni
w ten cel, kierowaliśmy według niego naszym życiem i wszystkimi
uczynkami, prowadzeni w ten sposób Boskim przykazaniem, doskonaląc
się wzajemnie w cnocie, i jeżeli to nie za wielkie słowa, byliśmy
dla siebie wzorem i normą, za pomocą których rozróżnia się
dobro od zła.
Chociaż
więc inni noszą różne imiona czy to po ojcu, czy własne, od
swych zawodów lub czynów, to my uważaliśmy za wielki zaszczyt i
wielkie imię być i nazywać się chrześcijanami” [5].
01.02.2013
.