Myśli miłosne 5/12 Jaźń przy jaźni

Taką definicję stworzyłam na własną potrzebę i chociaż nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistym źródłosłowem omawianego pojęcia, lubię ją i pozostaję przy niej: jaźń-przy-jaźni, oto czym jest dla mnie przyjaźń. Świadomość własnego ja, moja jaźń, rodzi się w spotkaniu z twoim ja, które w tobie tworzy twoją jaźń, twoją świadomość własnego ja. Jaźń-przy-jaźni, to spotkanie i dialog, a to co pomiędzy nimi, to: przy-jaźń.

Jak okazuje się, nie ja jedna wpadłam na grę słów z jaźnią w roli głównej, a wyszukiwarka w 0,24 sekundy znajduje w internecie koło 5,500 wyników dla tytułowej frazy. Jednak słowniki etymologiczne słowo przyjaźń wywodzą z całkiem innych kontekstów, z czasów, kiedy pojęcie jaźni nie było jeszcze w języku polskim znane.

Rzeczownik przyjaźń kontynuuje prasłowiańską postać prьjaznь, wywodzącą się od przymiotnika prьjaznъ, czyli przyjazny. Oba wyrazy, jak również wyraz trzeci - przyjaciel - pozostają w ścisłym związku z czasownikiem prьjati o znaczeniu „lubić, sprzyjać komuś, przyjaźnić się”. Wyraz przyjaciel w sposób poświadczony występuje w języku polskim od czternastego wieku, na przykład w Biblii, jako odpowiednik łacińskich wyrazów amicus i cognatus. W staropolszczyźnie przyjaciel oznaczał nie tylko tego, kto komuś sprzyja, ale również krewnego, powinowatego, oraz przyjmującego w gościnę lub w gościnę przyjmowanego [1][2].

*

Tak jak miłość erotyczna pragnie nagości ciał, tak przyjaźń, która również stanowi formę miłości, pragnie i potrzebuje nagości osobowości – stwierdza S.C. Lewis w „Czterech miłościach”. Kochanków na ogół przedstawia się zapatrzonych - twarzą w twarz - w siebie nawzajem. Przyjaciele natomiast stoją ramię w ramię, wpatrzeni we wspólny cel. Miłość erotyczna jest więzią dwojga, przyjaźń pozostaje otwarta – w ramach rozsądku - dla trojga, czworga i więcej osób, które chcą i potrafią żyć tymi samymi, ważnymi dla nich wartościami, niezależnie od tego, czy będzie to wspólnie przeżywana wiara, wspólne studia, wspólna praca, czy wspólne hobby.

Przyjaźń jest najmniej naturalną z ludzkich miłości – pisze S.C.Lewis. Jest najmniej biologiczna, najmniej instynktowna, najmniej stadna i najmniej niezbędna. Świat może się bez niej obejść, ponieważ nie jest potrzebna ani do przedłużania gatunku ludzkiego, jak miłość erotyczna, ani do utrzymywania przy życiu i do życia wychowywania jednostek ludzkich, jak miłość przywiązania, do której zaliczymy na przykład miłość rodzinną. Przyjaźń jest z jednej strony bezinteresownym darem niebios, a z drugiej wolnym wyborem wolnych osób, spokojnym i racjonalnym związkiem, podnoszącym jego uczestników na poziom aniołów. Chociaż nie potrzebna do życia jako takiego, dobra przyjaźń (istnieją bowiem również złe przyjaźnie) życiu nadaje dobry smak: przed-smak nieba, gdzie będziemy istnieć jaźń-przy-jaźni.

Przyjaźń nie jest tym samym, co towarzyska znajomość, chociaż pierwotny instynkt stadny może stanowić pewien pierwowzór przyjaźni. W odróżnieniu od więzi towarzyskich, więzi przyjaźni zadzierzgane są na głębszym poziomie, często nie do końca nazwanym, i nie dla każdego dostępnym. Nie wystarczy bowiem chcieć mieć przyjaciela, tak jak się chce mieć znajomych do towarzystwa. Przyjaźń przychodzi wtedy, kiedy szuka się czegoś więcej niż towarzystwo drugiego człowieka. Jeśli dane nam będzie spotkać kogoś, kto poszukuje tego samego, nasza przyjaźń w tym czymś znajdzie konieczne dla siebie oparcie: Ach, więc widzisz to samo co ja! Tak samo patrzysz na świat. To samo jest dla ciebie ważne. Pomówmy więc o tym.

*

Spotkałam się swego czasu z przykładem przyjaźni, którą nazwałam – ekstremalną. Oddaję głos jednemu z jej bohaterów [3], w mowie pochwalnej na cześć drugiego z nich [4]: „Ateny złączyły nas, jak jakiś nurt rzeczny, gdy płynąc z jednego ojczystego źródła, porwani w różne strony żądzą nauki, znowu zeszliśmy się razem, jakbyśmy się umówili, gdyż Bóg tak zrządził.

Wówczas to właśnie nie tylko ja sam z uszanowaniem traktowałem mojego wielkiego Bazylego, widząc powagę jego obyczajów i dojrzałość umysłu, lecz także skłaniałem do podobnego zachowania się i innych młodzieńców, którzy go jeszcze nie znali. Bo u wielu, którzy już przedtem o nim słyszeli, od razu budził szacunek.

Cóż z tego wynikło? Chyba tylko on jeden spośród wszystkich przebywających na studiach uniknął powszechnego obrzędu wprowadzenia; uznano bowiem, że należy mu się więcej czci niż zwykłemu nowicjuszowi. To był początek naszej przyjaźni. Stąd wytrysła iskra naszego płomiennego uczucia; tak związała nas wzajemna miłość.
Gdy zaś po pewnym czasie wyznaliśmy sobie nasze wspólne pragnienie, by szukać właściwej filozofii życia, odtąd staliśmy się dla siebie wszystkim, żyjąc pod jednym dachem, dzieląc jeden stół, jako nierozłączni przyjaciele. Mieliśmy oczy zwrócone na jeden cel i stale rozwijaliśmy w sobie nawzajem nasze dążenie, tak by się stawało coraz gorętsze i mocniejsze.
Wiodły nas jednakowe nadzieje co do przedmiotu budzącego zwykle najwięcej zawiści; mam tu na myśli sztukę wymowy. Jednak zawiści nie było, współzawodnictwo zaś traktowaliśmy poważnie. A walczyliśmy obaj nie o to, kto będzie miał pierwszeństwo, lecz kto ma drugiemu ustąpić, gdyż każdy z nas uważał sławę drugiego za własną.
Mogło się wydawać, że obaj mamy jedną duszę, która podtrzymuje dwa ciała. I jeżeli nie należy wierzyć tym, którzy mówią, że wszystko zawiera się we wszystkim, to tym bardziej wierzyć nam, że jeden był w drugim i obok drugiego.

Obaj mieliśmy jeden cel: uprawianie cnoty, życie dla przyszłych nadziei i oderwanie się od tego świata, zanim z niego odejdziemy. Wpatrzeni w ten cel, kierowaliśmy według niego naszym życiem i wszystkimi uczynkami, prowadzeni w ten sposób Boskim przykazaniem, doskonaląc się wzajemnie w cnocie, i jeżeli to nie za wielkie słowa, byliśmy dla siebie wzorem i normą, za pomocą których rozróżnia się dobro od zła.

Chociaż więc inni noszą różne imiona czy to po ojcu, czy własne, od swych zawodów lub czynów, to my uważaliśmy za wielki zaszczyt i wielkie imię być i nazywać się chrześcijanami” [5].


01.02.2013


.