Myśli miłosne 12/12 Jest miłością

Wiem, jak kocha Bóg, ale ja sama z siebie tak kochać nie potrafię. Miłość, którą kocha - którą sam jest! - jest miłością bezbronną i niezmienną. Wiem, że miłość przyzywa miłość, ale ja sama z siebie nie jestem w stanie sprostać pierwszemu przykazaniu i kochać Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (por. Mt 22,37). Stwórca może jednak miłością taką przepełnić człowieka w taki sposób, że dopóki trwa ten stan, ten lub ta zaczyna kochać na sposób boski – bezbronnie i niezmiennie, całym sercem, całą duszą, ze wszystkich sił. O to więc proszę, abym mogła tak właśnie kochać, czyli – kochać prawdziwie.

*

Kilka dni temu podczas kolacji pomyślałam, że w ciągu minionych piętnastu lat krok po kroku odeszło ode mnie doświadczenie takiej bezbronnej miłości, oraz że teraz ponownie potrafiłabym bronić się przed tymi, którzy mnie ranią, że chciałabym przy Bożej pomocy wymierzać sprawiedliwość tym, którzy w mojej ocenie postępują niegodnie wobec innych, że chciałabym przy Bożej pomocy dawać takim ludziom nauczki, które pewnie dawałyby mojej osobie pewnego rodzaju poczucie zemsty za ich niegodziwości, nie tylko wobec mnie popełnione. A więc nie tylko o nawrócenie grzesznika chodziłoby, ale również o wyrównanie rachunków – w imię sprawiedliwości.

Siedząc w kuchni nad kubkiem mleka i kromką chleba pomyślałam, że wiele zmieniło się we mnie w ciągu ostatnich lat, co jasno pokazuje, że miłość ludzka jest zmienna. I dalej zastanawiałam się, jak Bóg w swojej naturalnej miłosnej niezmienności radzi sobie z ludzką niegodziwą swawolą, której przecież - z tych czy innych powodów - nie można puszczać płazem. I nagle olśniła mnie myśl, że może właśnie dlatego stwarzając świat takim jaki jest przewidział zaistnienie w nim obiektywnego zła i cierpienia [Miłość opatrznościowa], żeby mieć jakieś narzędzie koniecznego zdalnego oddziaływania, skoro Sam z Siebie nie jest w stanie wymierzyć człowiekowi nawet porządnego klapsa. Sam z Siebie jedynie drugi policzek potrafi nadstawić na ciosy. Sam z Siebie potrafi bowiem wyłącznie kochać.

*

Człowiek sam z siebie nie potrafi kochać tak, jak kocha Bóg. Człowiek sam z siebie nie tylko niezmiennie nie potrafi kochać, ale sam z siebie nawet zmiennie kochać nie umie. Jako ludzie kochamy jedynie dlatego, ponieważ odbija się w nas jakiś promień miłości większej od nas. Przywołane kiedyś osamotnione matki [Skąd biorą się dzieci] dlatego właśnie czuły potrzebę stwarzania - na potrzeby swoich dzieci - bajek o kiedyś kochających się rodzicach, ponieważ człowiek z natury podszyty jest tęsknotą za miłością i miłości potrzebą: tej otrzymywanej i tej ofiarowywanej. Człowiek chce rodzić się z miłości, chce sam kochać i chce sam być kochany, a dzieje się tak dlatego, ponieważ stworzyła go - Miłość.

Miłość płynąca z wysoka wypełnia sobą to co niskie, wszechogarniająca i niepojęta opatrznościowa miłość Boga realizuje się poprzez nasze mniejsze miłości: poprzez miłość erotyczną, poprzez miłość rodzicielską, poprzez miłość rodzinną, poprzez miłość przyjacielską, poprzez miłość siebie samego oraz każdego naszego bliźniego. Jeśli nie potrafimy kochać bliźniego, czyli inaczej mówiąc człowieka, każdego człowieka, którego widzimy, to jak możemy kochać niewidzialnego Boga, który każdego człowieka kocha? (por. 1 J 4,20)

*

Żeby kochać drugiego, trzeba najpierw, a może równolegle, żeby nie zagubić się w egocentryzmie, nauczyć się kochać siebie samego [Kochaj siebie!]. O drugim - po wezwaniu do miłości Boga - największym przykazaniu, wzywającym do kochania bliźniego jak siebie samego, lubię myśleć następującym obrazem . Wyobraź sobie, że toniesz. Walcząc z topielą będziesz całym sobą wołać pomocy. W swoim przerażeniu będziesz całym sobą wołał, żeby ktoś cię nie tylko dostrzegł, ale żeby przyszedł ci z pomocą. Żeby wskoczył do tej wody, żeby chwycił cię, żeby pomógł wydostać się na bezpieczny brzeg. Żeby nawet za cenę własnego życia nie zostawiał cię samego z żywiołem. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie im czyńcie! (Łk 6, 31). Tak właśnie kocha się innego jak siebie samego – skacząc do wody na ratunek.

Inny – to nie tylko człowiek uczuciowo bliski. Inny – to każdy, kto jest fizycznie i/lub mentalnie blisko. To każdy, którego istnienia jesteśmy świadomi. Innymi słowy, każdy jest naszym bliźnim. Miłość najbardziej Boża, na którą stać człowieka, czyli miłość miłosierna, ma przenikać każdą ludzką miłość. Miłosierdzie, jak mawiają, zaczyna się w domu. A więc nasze miłości cząstkowe, jak miłość erotyczna, rodzicielska, rodzinna czy przyjacielska powinny być również naznaczone duchem miłości miłosiernej, który poprzez nasze małżeństwa, rodziny, domy i przyjaźnie będzie promieniował na świat cały miłością, która cierpliwa jest i łaskawa jest; która nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą; która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, która wszystko przetrzyma (por. 1 Kor 13, 4-7).

*

Miłosierdzie miłosierdziu nie jest jednak równe. Jest miłosierdzie wypływające z pewnego rodzaju kalkulacji, polegającej na patrzeniu na drugiego przez pryzmat tego właśnie, czego sami chcielibyśmy lub nie chcielibyśmy doświadczać. Miłosierdzie tak pojmowane nazwiemy subiektywnym. Ideałem jest natomiast miłosierdzie obiektywne, mające najwięcej z Bożej bezinteresowności, świadczone wyłącznie z dobra mądrego serca i wyłącznie dla dobra drugiego człowieka [Jak być niekochanym].

Jak wspomniałam, Pan Bóg może udzielić człowiekowi łaski/daru miłości tak bardzo czystej, jednak trzeba posiadać wewnętrzne warunki – naturalne i/lub wypracowane – do jej udźwignięcia. Klasyczna ascetyka może być w tym względzie pomocna. Cykl moich notek poświęcony anatomii duszy [Anatomia duszy] służył temu celowi. Miłość bowiem to nie wyłącznie uczucie. Miłość to przede wszystkim dojrzała postawa – wobec Boga, wobec siebie, wobec drugiego człowieka. Miłość to dar, do którego trzeba dorosnąć, i na którego udźwignięcie trzeba przygotować się [Nie jestem osobą głupią]. Chora z miłości bohaterka „Pieśni nad pieśniami” [Bo mnie się wszystko z jednym kojarzy] dobrze wie o tym i o tym mnie poucza: Murem jestem ja, a piersi me są basztami, odkąd stałam się w oczach jego jako ta, która znalazła pokój (Pnp 8,10). Miłość murem, miłość basztą warowną, miłość jest – siłą.


05.04.2013


.