Próżność
jest córką pychy. Wiem coś na ten temat aż nadto dobrze. Wiem,
chociaż przez wiele wcześniejszych lat, kiedy żyłam całkiem
innym problemem, kiedy żyłam bólem o wiele bardziej rozdzierającym
niż żal za grzech próżności, nie
myślałam o tym, nie wiedziałam o tym, a może po prostu nie
widziałam w sobie tej wady, którą zaczęłam dostrzegać dopiero
po uzdrowieniu z dawnego bolesnego rozdarcia [Wysłuchane modlitwy].
*
Kiedy
miałam lat około dwanaście, i kiedy mój ojciec zobaczył, że
zaczęłam robić zapiski pamiętnikarskie, i kiedy zaczął mnie
przekonywać do takiego prowadzenia pamiętnika, żeby można było
go wysłać do druku w jakimś młodzieżowym czasopiśmie, byłam
zbulwersowana pomysłem ojca. Pisałam dla siebie, pisałam dla
przyjemności, i nawet cień myśli nie zaświtał w mojej głowie,
żeby się przed kimś swoim pisaniem i swoim życiem popisywać.
Minęło jednak lat około czterdzieści, a oto zaczęłam
dobrowolnie upubliczniać swoje życie w internecie. Minął dawny
ból, minęło dawne cierpienie, a pod warstwą zdjętych ze mnie
dawnych problemów ujrzałam problem nowy - próżność. No bo
czyż prowadząc blog jak ten, nie kieruję uwagi czytających na
siebie, czy nie umieszczam swojej osoby w centrum zainteresowania, co
jest cechą ludzi próżnych?
W
czasach, które nazwę dawnymi, chociaż często występowałam
publicznie, nie myślałam za bardzo o tym, jak będę postrzegana.
Ważny był głównie przekaz, ważna była idea, którą chciałam
przekazać. Obecnie, chociaż publicznie już tak szeroko nie
występuję, posiadam
- skąd to do mnie przyszło? - wyraźną
świadomość wizerunku, o który muszę dbać, na który swoimi
publicznymi wystąpieniami pracuję. A więc nie tylko przekaz, ale
również sposób odbioru mojej osoby stał się dla mnie ważny.
Czyż nie jest to szkołą podobania się ludziom, a więc szkołą - próżności?
Jestem
świadoma, kiedy jestem spostrzegana, i jestem świadoma, że chcę
być postrzegana
- dobrze. Jak nigdy przedtem, w czasach, które
nazwałam dawnymi, teraz potrafię nie tylko po prostu być wśród
innych, ale potrafię również zagrać siebie przed oczyma innych, z
całą świadomością swojej gry. Czy zakłamuję wtedy siebie? Nie,
nie sądzę. Rozkładam jedynie inaczej akcenty, niż wtedy, kiedy
postawiłabym na całkowitą naturalność i spontaniczność. Tak
sobie myślę, że z jednej strony takie postępowanie może być
przejawem próżności, ale z innej strony być może jest przejawem
dorosłości. Taka umiejętność oderwania się od siebie i
spojrzenia na siebie z boku, z fotela reżysera swojego życia - czym bowiem jest?
Czy
chciałabym się ludziom podobać? Jeszcze jak! Pamiętam, jak kiedyś
zauważyłam - z dużym niesmakiem - małą żyłkę zwaną
pajączkiem na twarzy znajomej, i pamiętam, jak się ucieszyłam, że
ja takiej nie mam. Dzisiaj tamta osoba nadal nosi na policzku tamtą
małą żyłkę, a moja twarz zniknęła pod całą siatką takich
pajączków. Pamiętam, jak cieszyłam się, że zachowuję szczupłą
sylwetkę w rodzinie ze skłonnością do nadwagi i otyłości.
Dzisiaj noszę na sobie dodatkowe kilogramy - jak krzyż. A nie są
to jedyne przejawy mojej próżnej chęci podobania się ludziom. Na
wszelki więc wypadek, kiedy znowu zacznę porównywać się z
innymi, po to żeby chełpić się w duchu swoją wyższością, od
razu błagam Boga, żeby tej mojej głupoty nie brał na serio i nie
pokazywał tak drastycznie mojego miejsca w szeregu. Bo na przykład,
nie chciałabym jednak wyłysieć. Ale - kto wie, czy taka
przykładna kara mnie też nie czeka?
*
Co do
tego wszystkiego ma tytułowy Bruce Lee, dawna wielka gwiazda filmów
kung-fu oraz idol niegdysiejszych widzów kinowych? Otóż w czasach
jego największej popularności, a więc w czasach, które nazywam
dawnymi, był taki prościutki dowcip o tym, jak to pani nauczycielka
sprawdza obecność w klasie, a każde wywołane dziecko protestuje
oburzone, że nie nazywa się Adamski, Kowalski, Nowak czy Zawada, lecz
- Bruce Lee! Kobieta udaje się ze skargą do dyrektora
szkoły, który wysłuchawszy jej relacji stwierdza wzburzony: - Ależ z nich kłamcy! Niech im pani nie wierzy! Bruce Lee - to ja! - I teraz, w
czasach, które powinnam dla odmiany nazywać nowymi, ilekroć zacznę
w swojej próżności kombinować, że taki jeden z drugim to jest
takie „be”, a ja to takie „och i ach”, sama siebie krótko i
węzłowato przywołuję do porządku: - Tak, tak, jasne! Bruce Lee - to ja!
12.10.2012
.