Władze
duszy, jej struktura, zostały już dawno zaobserwowane, wydzielone i
nazwane. Dusza to: rozum (zwany też umysłem lub
intelektem), wola, pamięć, wyobraźnia.
O sercu duszy duchowa anatomia (antropologia teologiczna) nie mówi
wprost, nie wiąże go jakoś szczególnie z konkretnymi cnotami
udzielonymi lub wypracowanymi, czy też darami Ducha Świętego oraz
ich owocami, co ma miejsce w przypadku rozumu oraz woli.
Sercem
duszy metaforycznie nazywa się samą jej istotę, czyli w
rzeczywistości samą istotę człowieka. Bo czymże innym jest dusza
rozżarzona, rozpalona, płonąca miłością, jak nie jednym wielkim
kochającym sercem? Wiara i rozum zawierają w sobie pewien chłód.
Miłość natomiast, rozpalająca wolę, jest żarem, ogniem,
płomieniem, którego dane bywa człowiekowi doświadczyć całą
swoją istotą, czyli sercem, które nie zna granic ani siebie
samego, ani ciała, które w sobie serce nosi. Sercem, które nie zna
ograniczeń ani przestrzennych, ani czasowych, ponieważ jest sercem
o wymiarach wieczności.
*
Kilka
lat temu poprzez popularny portal internetowy przypomniało mi się
wielu moich dawnych uczniów z czasów, kiedy bezpośrednio po
zakończeniu studiów pracowałam przez piętnaście lat w
miejscowych liceach. Niektórych pamiętałam bardzo dobrze, innych
jak przez mgłę. Tamte mgliste wspomnienia umiejscowione były nie
tyle w pamięci, co właśnie w sercu. Przypominane nazwiska mogły
niewiele mi mówić, dorosłe twarze widoczne na dzisiejszych
zdjęciach nie zawsze odbijały w sobie twarze sprzed lat, a jednak
czułam, że każdy z tamtych uczniów jest obecny we mnie, w mojej
istocie. Każdy z nich zakotwiczył się przed laty w moim sercu,
które przekracza zwykłą uczuciowość, i tak już pozostaje i
pozostanie - na wieczność.
Kiedy
myślę o ludziach, których obecnie spotykam, na przykład w
internecie, również tych ukrytych pod nikami, z którymi wchodzę
w wirtualne relacje, nie koniecznie miłe, widzę, że oni również
zakotwiczyli się w moim sercu, w sercu jak najbardziej realnym, bo
takim, które nie tylko awarię systemów komputerowych przetrwa, ale
które przetrwa również nieuniknioną kiedyś inną awarię, która
przerwie bicie pewnego mięśnia w moim ciele. Czuję, że umierając
przeniosę ze sobą na drugą stronę cały świat zakotwiczony w
sercu większym od tego kawałka ciała.
*
O
sercu mogłabym jeszcze to i owo napisać, ale jakoś nie mam już
serca do pisania o sercu. Niezakończonym tekstem o sercu kończę
więc cykl notek poświęconych anatomii duszy. Może kiedyś wrócę
do tematu - może napiszę wtedy o kulcie Najświętszego Serca Pana
Jezusa, może napiszę o teologii serca, może napiszę również o
pojęciu szerokości serca u św. Benedykta z Nursji, może wspomnę
o tym, jak Duch Święty i duch świętej osoby mogą pospołu
zabarwiać naszą duszę, nadając specyficzną barwę naszej
duchowej uczuciowości, którą przeniesiemy stąd do wieczności.
Może nawet pokuszę się kiedyś o napisanie kilku słów o tak
zwanym sercu katolickim. Może kiedyś o tym jeszcze napiszę. Na
dziś jednak - dość [Pomyślało mi się. Words for the road].
24.06.2013
POST SCRIPTUM: Napisałam! Siedem lat później, w 2020 roku, napisałam jeszcze coś o sercu (i to nie tylko katolickim): [Love Letters (1-4)]
.