Panta rhei

Jeden z czytelników tego bloga dawno dawno temu - w okresie rzeczy pierwszych - napisał, że opisuję dobry świat, którego on nie zna. Odpowiedziałam, że nie jest tak do końca, gdyż na ogół staram się przedstawiać pojedyncze charakterystyczne zdarzenia, z których każde będąc jedynie anegdotycznym pretekstem do danej opowiastki, samo w sobie nie musi stanowić istoty tekstu. Użyte jako pewnego rodzaju narracyjna soczewka, pozbawiona własnego szerszego kontekstu, służy przedstawieniu ważniejszych spraw w tym zdarzeniu zogniskowanych. I tak: przykładne małżeństwo, dzięki któremu odbyłam najgłębiej przeżytą procesję Bożego Ciała [Monstrancja], z czasem rozpadło się w brzydki sposób. Natomiast w postaci z innej mojej opowiastki pod warstwą opisanej życzliwości zobaczyłam z czasem, już po napisaniu tekstu, twarz lubieżnika. Innym jeszcze razem napisałam - ad hoc - o dwóch osobach, które ofiarowały mi swoją pomoc w poruszaniu się w przestrzeni. Notki te usunęłam z bloga, z archiwum i z pamięci tak szybko, jak szybko je zamieściłam. Zdezaktualizowały się w przygnębiającym tempie.

Panta rhei.

Pisałam o nie w pełni sprawnym mieszkańcu mojego miasta, z którym połączył mnie uścisk dłoni [Zaułek Stanisława]. Po paru latach już tylko z rzadka pozdrawia mnie na ulicy, gdy mijam go żebrzącego, ponieważ tak się ułożyło, że od pewnego czasu nie jest mi dane zbyt często piechotą przemierzać ulic, a on w międzyczasie zyskał grono życzliwych znajomych, którzy uścisną jego dłoń. Moja więc nie jest już potrzebna. W innej opowiastce napisałam o bardzo ważnym dla mnie człowieku, który przez wiele wiele lat towarzyszył mi na drodze duchowej, a który teraz przy okazji ewentualnych rozmów telefonicznych, przez niego samego inicjowanych, ogranicza się do wielokrotnego przepytywania mnie z moich personaliów, ponieważ zupełnie nie wie, nie pamięta, z kim rozmawia.

Panta rhei.

Odkryłam niedawno, że jeden z tutejszych blogerów jest autorem ważnej dla mnie książki, która stała się współbohaterką jednej z opowiastek [Filozofia spotkania]. Spostrzegam jednak, że bliższą więź dane mi było przed laty zadzierzgnąć z nią, niż obecnie z jej autorem. Z kolei trzy lata temu w cyklu rzeczy drugich opisałam bardzo trudne osobiste doświadczenia, które wylewałam na papier z głębi otwartych ran, a dzisiaj ze zdumieniem spostrzegam, że dawny ból minął, zamknięty w kilku opowiastkach. Już nic nie boli, może jedynie oprócz świadomości, że wszystko się zmienia, że wszystko płynie.



15.03.2012


.